piątek, 16 maja 2014

Kolejna wiadomość! XD

Siemka!
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o moim blogu i o mnie :)
Cóż... Ten blog jest zawieszony? xD Zbieram pomysły i tworzę (przynajmniej próbuję) takie dodatkowe opowiadanko. :) Też o SasuSaku. :D
Ale też mam dużo pomysłów do Minato x Kushina, więc... BLOG : LINK :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Ważna wiadomość!

Kochani!
Bardzo mi przykro, ale notka dzisiaj się nie pojawi :C Za to na pewno będzie jutro i to dłuższa. :3
Jeśli ktoś z was lubi Fairy Tail to macie tutaj linka do bloga, którego niedawno zaczęłam ;)
LINK

piątek, 25 kwietnia 2014

03. - Nocna wizyta i spotkanie w parku

Dedykacja dla Sophii vi Britani (jako dla pierwszej czytel niczki :*)
Sasuke 
 Leżałem sobie spokojnie w łóżku i oglądałem film, aż nagle jakiś idiota zadzwonił do drzwi. No poważnie?! Kto o drugiej w nocy  by do mnie przyłaził? Chyba, że to znowu ta debilka, z którą zerwałem...
 Poszedłem otworzyć i zobaczyłem Itachiego i jakąś dziewczynę w jego rękach. Spojrzałem na niego pytająco, ale pozwoliłem mu wejść. Ułożył śpiącą dziewczynę w moim łóżku i poszedł ze mną do kuchni.
- Kto to jest? Dlaczego ją tu przyprowadziłeś? I skąd ją w ogóle miałeś na rękach? - zasypałem go pytaniami. Westchnął i pokręcił głową.
- To jest Sakura, znasz ją. Była u ciebie wczoraj. Dziewczyna ma depresję. - zdziwiłem się. - Zraniła się w nogę u siebie w domu... A ja nie mogę przyprowadzić jej do siebie, bo rodzice będą mieli jakieś głupie pomysły.
- To może byś się w końcu wyprowadził, co? - zakpiłem.
- Wiesz, że nie mam kasy. Z jej nogą już w porządku. Jutro ją odbiorę. To na razie! - pożegnał się i szybko wybiegł z mieszkania. Czemu ja się mam nią zająć? W sumie to mi nie przeszkadza, ale... Co ja kurde niańka jestem?!
 Gdy już się oswoiłem z faktem, że różowo-włosa będzie u mnie nocować, poszedłem do niej. Najwidoczniej się obudziła, bo patrzyła tępo w sufit.
- Wszystko w porządku? - zapytałem cicho. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
- Tak. Gdzie Itachi?
- Pojechał do domu. - oznajmiłem.
- Zabiję go. - syknęła i opadła ponownie na miękkie poduszki.
- Hmm... Też ten pomysł mi się nie podoba, ale nie mam wyjścia. - uśmiechnąłem się do niej.
- Gdzie będziesz spać?
- To oczywiste, że w łóżku.
- Nie. Ja śpię w łóżku. - rzekła stanowczo. Więc tak chce się bawić. I ona niby ma depresję? Haha. Śmieszne, Itachi.
- No chyba nie. To mój dom i ja tu ustalam zasady. - droczyłem się.
- Co z tego. Itachi powiedział, że masz się mną opiekować, a jak będę spać na podłodze to się przeziębię. - zaśmiała się.
- Eh... No dobra. Zróbmy tak... Chce ci się spać?
- Nie. Dzisiaj i tak pewnie nie zasnę, wiedząc że jesteś niedaleko. - powiedziała. To zdanie może mieć dwa podteksty. Pierwszy - albo jest napalona. Drugi - albo się boi, że coś jej zrobię. Obstawiam drugi.
- Jak chcesz. To możemy... pooglądać horrory.
- Dobra. Tak dla zabicia czasu. - mruknęła.
- Pójdę zrobić popcorn.
- Okej. - rozsiadła się bardziej na łóżku. Ta dziewczyna mnie rozwala. Rodzice jej nie wychowali?! Uśmiechnąłem się do swoich myśli, nie wiedząc jak bardzo się mylę...
 Po zrobieniu popcornu wróciłem do sypialni. Sakura oglądała swoją stopę, poprawiała bandaże czy coś.
- Mam. To co oglądamy? - zapytałem, siadając obok niej.
- Zależy co masz. - odpowiedziała.
- No, trochę tego mam. Rzuć jakiś tytuł.
- Hm... no na przykład ''Martwe Zło''. Masz?
- Mam. To jeden z moich ulubionych. - wstałem i załączyłem wideo. - Widziałaś go już?
- Tak, ale bardzo dawno. Z twoim bratem... To były czasy. - rozmarzyła się.
- Byliście razem? - spytałem, a ona wybuchnęła śmiechem. Spojrzała na mnie głupio i powiedziała:
- Nie byliśmy, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Tylko widzę, że Itachi nadal się boi waszej matki, skoro nie chce mnie przyprowadzić do domu. - stwierdziła. Tak, mój brat jest strasznym tchórzem.
- Oo... Zaczyna się. - powiedziałem. Film już się zaczął.

Sakura
 Podczas filmu w ogóle się nie bałam. No... ewentualnie dwa, czy trzy razy. Ale nie dawałam po sobie tego poznać. Nie mogę sprawiać wrażenia słabej dziewczynki, czyż nie? Boże, ale jestem głupia. Pff...
 Horror już się skończył. Postanowiłam iść umyć ręce, bo były całe tłuste z popcornu.
- Gdzie łazienka, paniczu? - zaśmiałam się. Sasuke zrobił naburmuszoną minę, ale zaprowadził mnie tam.
- Tutaj. - odburknął i wrócił do sypialni.
 Lekko utykając weszłam do pomieszczenia i umyłam ręce. Przy okazji spojrzałam jeszcze w lustro i uśmiechnęłam się. Miałam niespodziewanie duże źrenice. Pewnie dali mi jakiś środek uśmierzający ból... Na pewno...
 Wróciłam do sypialni i zastałam go śpiącego. Podeszłam bliżej i przyjrzałam się jego twarzy. Wyglądał na takiego spokojnego podczas snu... Nie zwróciłam uwagi nawet na to, że głaszczę go po policzku, aż do momentu, w którym tak słodko zamruczał. Oo... zaraz się rozpłynę. Postanowiłam się położyć obok niego. I tak miałam spać na łóżku, więc nie powinien być zły. Przykryłam nas kołdrą i przez chwilę jeszcze wpatrywałam się w jego twarz, lecz szybko znużył mnie sen. Zasnęłam pewnie czując tą woń jego męskich perfum oraz to bezpieczeństwo, którym mnie obdarował.

Następny dzień...

 Powoli otworzyłam oczy i delikatnie się podniosłam. Przetarłam powieki, całkowicie się rozbudzając i wstałam z łóżka, lecz po chwili znowu usiadłam wybuchając śmiechem. Otóż... Sasuke najprawdopodobniej został w nocy zepchnięty przeze mnie na podłogę. Cóż ze mnie za geniusz!
 Nadal cicho chichocząc podeszłam do niego i uklęknęłam. Wzięłam poduszkę z łóżka i zaczęłam go nią okładać. Szybko zerwał się na nogi.
- Co ty robisz i dlaczego śpię na podłodze? - zapytał, podnosząc wysoko brew.
- Ee... no bo... Podczas snu zrzuciłam cię z łóżka. - ponownie wybuchnęłam śmiechem. - I jeśli ci to nie przeszkadza, to pójdę się odświeżyć i wracam do domu, bo noga już mnie prawie nie boli. - oznajmiłam ruszając w stronę łazienki, lecz brunet zasłonił mi drogę.
- Nie idziesz nigdzie. Itachi po ciebie przyjedzie. A poza tym skoro noga cię nie boli, to mogę się zemścić za to, że mnie zrzuciłaś z łóżka. - powiedział, podniósł mnie i wrzucił na łóżko. Chciałam się natychmiast podnieść, lecz przyległ do mnie całym ciałem. Nie powiem... zrobiło mi się gorąco...
- Sasuke... No idź. - westchnęłam.
- Nie. Powiedz prze-pra-szam. - przeliterował.
- Przepraszam... - już chciał zejść. - że nie umiesz pogodzić się z tym, że zrzuciłam cię z łóżka.
- Sakura... Błagam nie denerwuj mnie... Mam dzisiaj taki dobry humor... - marudził.
- Przepraszam. - powiedziałam szczerze. Nie chciałam mu psuć dnia. Z resztą jestem wdzięczna, że pozwolił mi tu nocować, chociaż... właściwie nie miał wyboru.
 Sasuke grzecznie zszedł i poszedł do kuchni. Najprawdopodobniej zrobić śniadanie.  Nagle w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. Sasuke poszedł otworzyć, a ja grzecznie czekałam na Itachiego.
- Sakura! Itachi jest! - usłyszałam , więc chciałam wyjść z pokoju, ale przed oczami stanął mi Itachi. Prawie zawału dostałam!
- Co tu za bajzel! - krzyknął mój przyjaciel. Pewnie miał na myśli sypialnię Sasuke, no bo w sumie to rzeczywiście porządku tutaj nie ma. Wszędzie leżał popcorn, na podłodze były poduszki, łóżko całe rozwalone... To wszystko jego wina! Nie sprząta, niechluj jeden... - Co wyście tu robili? - zapytał podejrzliwie, wwiercając we mnie swój wzrok, od którego uciekałam. Haha, ta sytuacja była dziwna.
Nagle do pokoju wszedł również Sasuke z patelnią i w fartuszku. Boże... Dlaczego?! Czy wszyscy Uchiha mają nierówno pod sufitem?!
- Sasuke, my już pójdziemy. - powiedział Itachi. Ja pokiwałam głową.
- Dobra, i tak muszę tu posprzątać. Won! - krzyknął żartobliwie wyganiając nas i machając patelnią na wszystkie strony. Z kim ja się zadaje...
 Po chwili byliśmy już w samochodzie. Itachi dziwnie na mnie patrzył, ale to mi nie przeszkadzało. Zawsze taki był. Wiedziałam, że teraz robi sobie ze mnie jaja. To taaaaakie śmieszne...
- Do zobaczenia. - pożegnałam się, gdy dojechaliśmy pod mój dom. - I dzięki za wszystko. - pocałowałam go w policzek.
- Nie masz za co. Uważaj na nogę! - krzyknął, gdy zobaczył jak biegnę do drzwi. Odwróciłam się i posłałam mu słodki uśmiech. Weszłam do moich czterech ścian i pobiegłam od razu się przebrać. Wyjęłam z szafy kremową koszulkę na ramiączkach, do tego jasną, dżinsową kamizelkę z ćwiekami oraz z tego samego kompletu krótkie spodenki. Wzięłam jeszcze naszyjnik, który dostałam od Ino i poszłam się ubrać. Gdy byłam już w łazience na początek wzięłam krótką kąpiel i umyłam sobie włosy. Po wysuszeniu ich i wytarciu mokrego ciała założyłam przygotowany strój. Włosy lekko pofalowałam i byłam gotowa. Postanowiłam jeszcze coś zjeść. W tym celu udałam się do kuchni. Wyjęłam kilka owoców i zrobiłam z nich szybką sałatkę. Po zjedzeniu poszłam na spacer. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę najbliższego parku ze stawem.
 Szłam słuchając muzyki, aż nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go i odebrałam.
- Halo?
- Dzień dobry, Sakurciu. Co porabiamy? - zapytał swoim wesołym głosikiem Naruto. Naruto jest jednym z moich przyjaciół. Jednak on wyjechał na studia do Tokio trochę wcześniej ode mnie, bo o rok. Za niedługo się zobaczymy, bo będę studiować na tym samym uniwersytecie.
- Naruto! Cześć... Jak dawno cię nie słyszałam... U mnie nic ciekawego.
- No, weź... Tak długo nie gadaliśmy, a ty mi tu wyjeżdżasz z 'u mnie nic ciekawego'.
- Tak, właściwie to... wczoraj w nocy byłam na ostrym dyżurze, bo jestem niezdarą i przewróciłam się o próg mojej sypialni.
- Serio? No, tylko ty tak potrafisz. - zaśmiał się. - Ale już w porządku?
- Tak. Obecnie jest na małym spacerku, żeby rozchodzić nogę. - wytłumaczyłam. - A ty? Co tam?
 Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przytula od tyłu. Zaniepokojona odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Naruto.
- Naruto! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. - Czemu głąbie nie powiedziałeś, że przyjeżdżasz?
- Wolałem zrobić ci niespodziankę. Przepraszam. - powiedział troskliwie.
- Dobrze, już dobrze. Tylko mi teraz tak szybko nie wyjeżdżaj. - oznajmiłam cicho i zaczęłam płakać ze szczęścia. Tak bardzo za nim tęskniłam... Teraz nigdzie go nie wypuszczę.


Ohayou! ;3
Rozdzialik gotowy i mam nadzieję, że odpowiada wam długość postów. :)

  

środa, 23 kwietnia 2014

02. - Nieszczęśliwy wypadek i noc w szpitalu

Sakura
 Uff! Nareszcie dobiegłam do mojego przytulnego kącika! Na szczęście burza najwidoczniej przeszła szybciej niż się pojawiła. Zauważyłam tylko parę grzmotów i nawet nie padało. To i lepiej, gdyż sama podczas burzy bym nie wytrzymała.
 Poszłam do łazienki wziąć długą, relaksującą kąpiel, aby zmyć z siebie brudy dzisiejszego dnia. Musiałam również pomyśleć... O ojcu... O tym co będę robić w najbliższym czasie. Jak na razie planów żadnych nie mam.
 Odkręciłam kurek z gorącą wodą oraz z zimną. Poczekałam aż wanna trochę się zapełni i w tym czasie spięłam sobie włosy w wysokiego koka, aby się nie zmoczyły. Ściągnęłam z siebie ubrania i zanurzyłam się w otchłani moich zamyśleń. Czy mój ojciec chciał osiągnąć taki efekt? Chciał żebym nadal żyła beztrosko? Pewnie się zastanawiacie, dlaczego podchodzę do sprawy tak bezmyślnie. Otóż... mój tata od pewnego czasu zachowywał się do wszystkich z dystansem. A ja... po prostu czułam, że to dla niego koniec. Nie wracał na noc do domu... Raz nawet poszłam go poszukać, bo martwiłam się o niego... i znalazłam go płaczącego na ławce. Porozmawiałam z nim i wydawało mi się, że podniosłam go na duchu, jednak... nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam. Z ojcem było jeszcze gorzej. Przestał jeść, tylko siedział na strychu i przeglądał zdjęcia mojej matki. Było mi go żal... ale co miałam zrobić? Nie miałam nawet od kogo złapać za deskę ratunku. Tak... było mi ciężko.
 Jak teraz tak myślę o nim... to przypomniało mi się, że nie powiedziałam o niczym Ino. Ogólnie osoby mieszkające niedaleko mnie składały mi już kondolencje, gdy wracałam do domu, ale blondynka faktycznie o niczym nie wie... Odruchowo spojrzałam na mój naszyjnik, który dostałam właśnie od niej. Mam go już z dobre czternaście lat. Ino podarowała mi go, gdy byłyśmy jeszcze małymi brzdącami... Doskonale pamiętam ten dzień...

- Sakura-chan! Chodź na chwilę! Muszę ci coś dać! - krzyczała mała, niebiesko-oka dziewczynka, wymachując błękitnym pudełeczkiem. 
- Ino! Musimy się pożegnać z Itachim, mama go woła do domu! - odkrzyknęłam. Odwróciłam się do bruneta, który patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Pożegnałam się z nim i podbiegłam do Ino.
- Coś się stało? - zapytałam, gdy dziewczynka patrzyła na mnie już dłuższą chwilę z szczęśliwym wyrazem twarzy. 
- Tak! Z okazji naszej rocznicy przyjaźni chcę ci podarować ten wisiorek! - powiedziała blondynka i otworzyła pudełeczko. Zobaczyłam złoty łańcuszek z małym kwiatuszkiem wiśni. Ino zapięła mi go na szyi i ponownie się uśmiechnęła. Z moich zielonych oczu zaczęły sączyć się łzy radości. 
- Ino! - krzyknęłam i rzuciłam się jej na szyję. - Kocham cię! Zostańmy przyjaciółkami na zawsze! - poprosiłam. Blondynka poklepała mnie po plecach i przycisnęła do siebie... Miałyśmy wtedy po sześć lat i wiedziałyśmy, że ta przyjaźń będzie wyjątkowa.

 Uśmiechnęłam się delikatnie na to wspomnienie i zorientowałam się, że ja również płaczę. Przemyłam porządnie twarz i pociągnęłam nosem. Wtedy wszystko było takie niewinne. Mama jeszcze żyła... Nic nie wskazywało na to, że za dziesięć lat to wszystko się zmieni... A jednak.
 Głęboko westchnęłam i postanowiłam w końcu się umyć! Co ja jestem kurde, żeby siedzieć w wannie pół wieczoru i nawet się nie umyć. Boże, o czym ja do cholery myślę... Muszę iść do psychologa, bo skończę za niedługo w psychiatryku na ulicy Gabriela Narutowicza... Co?
 Po mozolnym ''myciu się'' wyszłam z wanny i owinęłam się puszystym ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i poczułam jak chłodny wietrzyk okala moją skórę, wspaniałe uczucie... Weszłam do swojej sypialni i podeszłam do szafy i wyciągnęłam zieloną koszulę nocną do ud. Następnie położyłam się do łóżka i zgasiłam lampkę.

Środek nocy...

 Obudziłam się cała zalana zimnym potem. Śniła mi się śmierć ojca. Ten obraz chyba na dłużej pozostanie w mojej głowie... Wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki, jednak gdy wybiegłam z pokoju potknęłam się o próg i upadłam. Przeklęłam siarczyście i chwyciłam za rozbitą stopę. Poczułam palący ból, nie dałam rady nawet się podnieść. Doczołgałam się do kuchni i chwyciłam telefon. Wykręciłam numer do Ino i wyczekiwałam aż odbierze.
- Halo? - odezwał się zaspany głos.
- Ino... Przepraszam, że cię budzę, ale mam problem. - syknęłam, czując narastający ból.
- Boże, co się stało? - od razu się ożywiła.
- Po prostu miałam koszmar i chciałam przemyć sobie twarz, ale się potknęłam i mam rozwaloną nogę.
- No i co ja z tobą pocznę, co?
- Nie wiem, ale nie umiem chodzić.
- Świetnie, poczekaj zadzwonię do Itachiego, bo teraz nie mam samochodu, w naprawie jest.
- D-Dobrze.
 (...) Ino zadzwoniła chwilę później i powiedziała, że mam spróbować ubrać się w coś normalnego. Doczołgałam się do szafy i wyjęłam czarne leginsy, które idealnie podkreślały moje nogi oraz szary sweter z włóczki z napisem ''Follow your dreams''. Do tego wzięłam skórzaną bransoletkę i byłam gotowa.
Chwilę później do mieszkania wparował młody Uchiha i wziął mnie na ręce. Nie stawiałam oporu, tylko wtuliłam się w niego. Zawsze można na niego liczyć. Naprawdę świetny z niego przyjaciel.
Wyszliśmy na dwór i zobaczyłam zatroskaną Ino. Posłałam jej głupi uśmiech, a ona zmroziła mnie wzrokiem. Ups... Niedobrze... Gdy weszliśmy już do samochodu, Itachi zaczął rozmowę.
- Więc? - zapytał.
- Jedziemy na ostry dyżur! - uniosła się blondynka.
- Ino, nie krzycz. Jej noga jest w... strasznym stanie, ale na pewno z tego wyjdzie. - powiedział miłym dla ucha głosem.
- No, okej. Zaufam ci. Tylko pamiętaj, że nie jesteś lekarzem. - ostrzegła.
- Coś sugerujesz? - spytał.
- Ej! Ja tutaj cierpię! - rzekłam niezadowolona. Zapomnieli o mnie! Pff...
 Dwadzieścia minut później byliśmy już na miejscu. W recepcji zastaliśmy pielęgniarkę, która skierowała nas do gabinetu lekarza, aby opatrzył moją stopę. Mężczyzna zrobił to i posyłał mi jakieś dziwne, ukradkowe spojrzenia. Zignorowałam je i przysunęłam się bliżej Itachiego. Taki odruch. 
- Co robisz? - szepnął do mnie. Uniosłam głowę i natknęłam się na jego spojrzenie. 
- Chcę do domu. - powiedziałam. W tym momencie byłam niczym rozkapryszone dziecko, ale nie przejmowałam się tym. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z tym dziwnym człowiekiem przyprawiało mnie o wymioty. 
- Zapomniałaś już jak w samochodzie mi narzekałaś, że cię noga boli. - skomentował. Co racja, to racja. Westchnęłam. 
- Jak się pani nazywa? - zapytał pracownik ostrego dyżuru. Spojrzałam na niego niepewnie poczym odpowiedziałam.
- Sakura Haruno.
- Dobrze, więc pani Sakuro... Proszę w domu odpoczywać przez conajmniej tydzień, nie ruszać się z domu i najlepiej by było gdyby ktoś się panią zaopiekował. - oznajmił. Aż tak źle nie jest, uff.
- Ja się nią zajmę. - powiedział brunet. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie jest mi potrzebny! Dam sobie radę... Rany! Jak on mnie czasami wpienia! 
- Itachi, odmawiam. - powiedziałam. On nie może się mną zajmować.
- Sakura, jeśli uważasz mnie za swojego przyjaciela, to pozwól mi to zrobić. - oznajmił głosem nie znoszącym sprzeciwu. Ponownie westchnęłam. Niech mu będzie. 
- Dobra. - sarknęłam naburmuszona. 
- Więc my się będziemy zbierać. 
- Tak, oczywiście. Miłej nocy życzę. - rzekł lekarz. Tak... On jest dziwny! Zboczeniec.
Chciałam sama wyjść z gabinetu, lecz ponownie ból mi to uniemożliwił. Itachi podszedł do mnie i wziął w swoje ramiona. Postanowiłam nie stawiać oporu, przyznam, lubię jak mnie nosi. A tak w ogóle... Gdzie do cholery jest Ino?! Mam deja vu. Głupia blondynka. 
Zastaliśmy ją jak flirtowała z jakimś innym lekarzem. Miał on blond włosy związane w kucyk i niebieskie oczy. Był całkiem przystojny.
 Ino podbiegła do nas i zapytała co z moją nogą. Itachi odpowiedział i ustalił, że weźmie mnie do swojego mieszkania. Zgodziłam się, bo przecież poszkodowany nie ma prawa wyboru. Hah.
 Dłuższą chwilę później byliśmy na miejscu, Itachi wcześniej podwiózł do domu Ino. Ta dziewczyna mnie strasznie wkurza! Znowu se wymyśla jakieś niestworzone historyjki. Czasami mam jej na prawdę dość...








Kolejny rozdział jest! ;3 Przepraszam, że trochę krótki, ale nie miałam czasu żeby jeszcze coś dodać.
Sayonara! *.*

wtorek, 22 kwietnia 2014

01. - Przejażdżka i burza

Sakura
 Leniwie podniosłam się ze swojego wygodnego łóżka i wzięłam do ręki dzwoniący budzik. Wyłączyłam go i zerknęłam na godzinę. Była już 6:47, a miałam być na 9 gotowa, ponieważ idę ze swoją przyjaciółką na poranną przejażdżkę konną. Jeździectwo jest jedną z moich pasji. Uwielbiam tę adrenalinę i wiatr we włosach, pędząc na moim wiernym rumaku. Ah... Dobra, stop! Muszę się przygotować...
 Wstałam i od razu skierowałam się do szafy. Wyciągnęłam kremowe rurki, łososiową bokserkę i świeżą bieliznę. Do spodni wzięłam jeszcze kwiecisty pasek i ruszyłam do łazienki. Tam wzięłam prysznic i ubrałam się. Następnie udałam się do kuchni w celu zrobienia śniadania. Wyjęłam z lodówki dżem truskawkowy i posmarowałam nim dwie kromki chleba. Skonsumowałam posiłek i postanowiłam się zbierać. Założyłam wysokie, brązowe kozaki i wyszłam. Zamknęłam dom i sięgnęłam do kieszeni, aby wyciągnąć szary telefon. Wykręciłam numer mojej przyjaciółki i czekałam aż odbierze.
Pierwszy sygnał... Drugi sygnał...
- Halo? - usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Cześć Ino. Gdzie jesteś? - zapytałam.
- A, Sakura, to ty. Idę do ciebie, jestem już niedaleko. - odpowiedziała. - O, już cię widzę. - odwróciłam swój wzrok w stronę jej domu i ujrzałam kroczącą ku mnie uśmiechniętą blondynkę. Pomachałam jej, a ona do mnie podbiegła. Rzuciła mi  się na szyję, a ja z chęcią ją przytuliłam. Muszę jej dzisiaj powiedzieć, że wyjeżdżam. Boję się jak na to zareaguje, ale raz kozie śmierć.
- No, Ino. Wyładniałaś przez te trzy miesiące. - przyznałam. Tak, to prawda. Nie widziałyśmy się długo, ponieważ niebiesko-oka musiała wyjechać za granicę do pracy. Na szczęście już wróciła i możemy spędzić razem trochę czasu.
- E, tam. Wcale nie. - zaśmiała się. - Ty też. - nie odpowiedziałam już, tylko się uśmiechnęłam.
- To jak? Idziemy do stadniny?
- Tak, tak. Do tej Uchihów? - zapytała.
- A znasz jakąś inną?
- No... w sumie nie. Niech będzie. Przynajmniej zobaczymy się z Itachim. - westchnęła. Zdecydowanym krokiem ruszyłyśmy w stronę stadniny.

Sasuke
 Dzisiaj idę pomóc Itachiemu przy koniach. Ostatnio gorzej się czuję i chciał abym mu towarzyszył. Fakt, trochę mnie tym zdziwił, no ale to mój brat i oczywiste jest, że mu nie odmówię. Czasami się pokłócimy, ale o takie błahostki, że nawet szkoda gadać. Sprawą oczywistą jeszcze jest to, że martwię się o jego zdrowie. Oby mu przeszło...
 W sumie... jeśli się zastanowić to nigdy nie jeździłem na koniach. Może czas najwyższy spróbować? Tak, chyba spróbuję... Wujek Madara sam mi to już dawno proponował, jednak ja nie miałem zamiaru nawet się nad tym zastanawiać... Byłem wtedy z pewną dziewczyną w związku, ale ostatnio zerwaliśmy. Nakryłem ją jak zabawiała się w klubie ze swoim byłym. Wkurzyłem się, nie powiem, dlatego musiałem to zakończyć. Teraz, przynajmniej na jakiś czas, daję sobie spokój z miłością. Za dużo z tym babrania.
 Mój ojciec podwiózł mnie do stadniny, ponieważ Itachi miał jeszcze coś do załatwienia. Nie mam mu tego za złe. Pożegnałem się z rodzicem i wyszedłem z samochodu. Ruszyłem w stronę biura mojego wujka. Chciałem go poinformować o mojej obecności, żeby potem się nie zdziwił. Zapukałem kilka razy, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Postanowiłem wejść. Niestety, nikogo nie zastałem. Nieco zdziwiony zawróciłem i poszedłem do stajni. Zastałem tam Itachiego rozmawiającego z jakąś blondynką. Znałem ją z widzenia. Często tu kiedyś przychodziła. Z tego co mi mówił mój brat ma na imię Ino. Podszedłem do nich...
- O, Sasuke. Już tu jesteś. W sumie to i lepiej. - przywitał mnie. Niebiesko-oka spojrzała na mnie i wyciągnęła dłoń.
- Ino. - przedstawiła się.
- Sasuke. - odpowiedziałem. Dziewczyna puściła moją dłoń i pobiegła na łąkę, na której odbywają się jazdy.
- Mamy dwie klientki. - odezwał się mój starszy brat.
- Jak to dwie? - zapytałem zdziwiony.
- Druga już jeździ. Może to dziwne, ale nigdy jej tu nie widziałem.
- Mogę też pojeździć? - Itachi spojrzał na mnie zaskoczony. Rzadko chciało mi się coś robić, więc miał do tego dobry powód.
- Jasne. Pamiętasz jeszcze jak to się robi? - zaśmiał się, a ja zrobiłem naburmuszoną minę.
- Pamiętam. - mruknąłem i podbiegłem do boksu. Wyprowadziłem osiodłanego konia i wsiadłem na niego. Powoli wjechałem na łąkę i wjechałem do jakiegoś lasu... Zauważyłem jakąś dziewczynę. Siedziała na pięknym, białym koniu, a z jej oczu płynęły łzy. Patrzyłem na nią zdziwiony. Dlaczego płacze? Dlaczego jest smutna? Ktoś ją skrzywdził? Prawdę mówiąc trochę mnie ten widok złapał za serce. Ta różowo-włosa... coś w niej jest. Postanowiłem się ujawnić i z nią porozmawiać. Widocznie jeszcze mnie nie zauważyła...
- Dlaczego płaczesz? - zapytałem opiekuńczym tonem. Nie znam jej, ale nie chcę jej do siebie zrażać.
Podniosła głowę i ujrzałem jej twarz w całej okazałości. Miała piękne, szmaragdowe oczy, które teraz przepełnione były smutkiem i żalem. Zauważyłem, że cała się trzęsła. Podjąłem pewne kroki...
 Zszedłem z mojego konia i podszedłem do niej. Pomogłem jej zejść.
- Dlaczego to robisz? - odezwała się. Spojrzałem na nią troskliwie.
- Nie mogę patrzeć jak się trzęsiesz. Przewiozę cię na moim koniu, a twojego odprowadzimy. Dobrze? - pokiwała delikatnie głową na ''tak''. Z moją pomocą weszła na konia. Następnie złapałem za uzdę jej pupila i pociągnąłem go tak, aby za  nami jechał. Nieznajoma trzymała mnie w pasie i była oparta o moje plecy.
 Po kilku chwilach dojechałyśmy do Itachiego. Ściągnął dziewczynę z konia i podtrzymał, aby się nie przewróciła.
- Wszystko w porządku? Sasuke, coś ty jej zrobił? - zapytał ostro. Drgnąłem. Potrafi być straszny, jak się wkurzy.
- Ja... - zaciąłem się. - Ja znalazłem ją jak... płakała. - odpowiedziałem cicho, a Itachi zmiękł. Wziął różowo-włosą na ręce i ''przekazał'' mi ją.
- Proszę, teraz się nią zajmij. Ma na imię Sakura. Jakby co, jej przyjaciółka powiedziała mi, że musi coś pilnie załatwić i wyszła.  - oznajmił i wrócił do swojej pracy. Co? Ja się mam nią zająć? Niby jak? Co ona małe dziecko? No, ale w sumie... Chyba źle się poczuła, bo zasnęła w moich ramionach. A może to co innego?
- Eh... Zaniosę ją do mnie do mieszkania. Gdy się obudzi to ją odwiozę. Pasuje? - sarknąłem. Ruszyłem w stronę mojego mieszkania. Na szczęście jest niedaleko stadniny. Całe szczęście...

Sakura
 Powoli otwierałam oczy i ujrzałam jakąś twarz. Mój wzrok się wyostrzył i natknęłam się na parę czarnych jak węgiel tęczówek. Natychmiast odskoczyłam, co skończyło się rozerwaniem skóry na ramieniu. Ten stół był stanowczo za blisko... Syknęłam, czując pieczącą ranę. Nieznajomy podszedł bliżej mnie i złapał za zranioną rękę.
- Co ja z tobą mam... - mruknął i wyszedł z pomieszczenia. Chwilę później wrócił z plastrem. Delikatnie go przykleił, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- No, tak... Sasuke Uchiha. A ty?
- Sakura Haruno.
- Powiesz mi dlaczego płakałaś? Wtedy, w lesie?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać, zwłaszcza z osobą, która mnie porwała. - sarknęłam. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili się uśmiechnął. Rany... Jakby tak popatrzeć, to całkiem niezłe z niego ciacho. Pomyślałam sobie, jednak po chwili sama się zbeształam za dziwne myśli.
- Nie porwałem cię. Mój brat - Itachi kazał mi cię zabrać w bezpieczne miejsce, żebyś odpoczęła. Pewnie go znasz, nie? Nie przyjmuje odmowy. Czasem mnie wkurza to jego zachowanie, ale nie da się go nie lubić. - oznajmił. Przez chwilę nic nie mówiliśmy, tylko się sobie przyglądaliśmy. Zauważyłam, że Sasuke ma czarne włosy i ma całkiem wysportowaną posturę. Ciekawe, czy ma dziewczynę... STOP!
- Może napijesz się herbaty? - zapytał. Zgodziłam się. Wstał i ruszył do kuchni, a ja podreptałam za nim.
Wiedziałam, że się uśmiecha. Nie wiem skąd, po prostu to czułam. Weszliśmy do pomieszczenia i zauważyłam, że jest bardzo ładne. Pokój był w zimnych barwach, ale to dodawało mu uroku. Czarne szafki idealnie kontrastowały z białymi kafelkami. Pomieszczenie było oświetlane przez zachodzące słońce. Właśnie... która godzina?
- Sasuke? Mogę tak do ciebie mówić, prawda? - odezwałam się nieśmiało. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Chłopak odwrócił się do mnie i posłał mi ten swój uroczy uśmiech.
- Jasne, że tak, Sakura. - powiedział. Jak on wypowiedział moje imię... Tak subtelnie...
- No, więc. Która godzina, Sasuke? - zapytałam już odważniej.
- Hmm... będzie coś koło osiemnastej. Właśnie! Dzisiaj mamy czwarty lipiec... hm... - zastanowił się.
- Nad czym tak myślisz?
- Po prostu wyjeżdżam na studia za dwa tygodnie i nie mogę zapamiętać, o której godzinie mam pociąg. - westchnął.
- Jaki kierunek? - zagaiłam.
- Prawo. Chciałem iść na medycynę, ale rodzice mieli pretensje.
- Ja idę na medycynę. - powiedziałam. - W Tokyo są świetne akademiki.
- Wiem, właśnie tam będę studiował. - rzekł, przygotowując herbaty dla nas. Podał mi kubek i usiadł przy stole, a ja podążyłam za nim. Usiadłam naprzeciwko i wzięłam łyka.
- Też tam zamierzam studiować, może się spotkamy? - zaśmiałam się.
- Może. - szepnął.
- Tak właściwie... to muszę iść. Nie będę ci się tu plątać. Poza tym nic o tobie nie wiem... - powiedziałam.  Chłopak uważnie mi się przyjrzał. Jakby chciał wyczytać o czym myślę...
- Pytaj o co chcesz. - oznajmił.
- Hm... Masz jakieś pasje?
- Pasje? Chyba tak... W sumie to każdy jakieś ma. Ja na przykład lubię pograć na gitarze, posiedzieć sobie sam i relaksować się ciszą, tylko uważaj. To, że lubię czasami odosobnienie nie znaczy, że nie lubię ludzi.
- Jasne. - uśmiechnęłam się.
- Teraz ty.
- Ja? No, dobra. Lubię jeździć na koniach, tak jak ty błogosławię ciszę - zaśmiałam się - ale nie oznacza to, że nie lubię się zabawić przy dobrej muzyce.
- Kurde... właśnie se przypomniałem, że dawno nigdzie nie wychodziłem. Nie znasz mnie długo, ale wiedz że to nowość. - powiedział. Bardzo fajnie mi się z nim rozmawia. Czuję się przy nim taka wolna, jednak... nadal mam w głowie obraz mojego ojca. Zasmuciłam się.
- Hej... Coś się stało? - zapytał.
- Wiesz... chyba będę się zbierać. - stwierdziłam. - I nie martw się. Nic nie zrobiłeś. - powiedziałam, bo wiedziałam, że myślał o tym co zrobił źle. Potrzebuję chwili samotności.
- Dobra, dasz radę wrócić do domu? - spojrzał na zegarek - Już dwudziesta i na dworze jest ciemno. Przewiduję, że idzie burza. - drgnęłam na to słowo. Spojrzałam na niego przez ramię, przerażona. Jak to burza, do cholery?! Normalnie jestem całkiem odważna, ale gdy słyszę słowo ''burza'' mam ciarki na plecach.
- W porządku? Cała się trzęsiesz.
- Ja... muszę i-iść. - mruknęłam. Wybiegłam z budynku i ruszyłam w stronę mojego domu. Mam nadzieję, że Sasuke jednak się mylił co do burzy.


Komentujcie! ;)
Mam nadzieję, że spodoba wam się blog i w ogóle. :-)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

00. - Prolog

  Nazywam się Sakura Haruno i mam dwadzieścia lat. Mieszkam w Hiroshimie, jednak to się zmieni, ponieważ za dwa tygodnie przeprowadzam się do Tokio. Nie jestem zbyt skora do wyjazdu, ale nie mam wyjścia. Muszę tutaj zostawić moich przyjaciół i w ogóle wszystko na co pracowałam przez ostatnie dziesięć lat. Moi rodzice, gdy jeszcze żyli spisali mi w spadku mieszkanie, do którego właśnie się wprowadzę. Podobno mieszkała tam kiedyś moja ciocia. Z tego co wiem, wyniosła się z powodu swojej choroby. Musiała udać się na długotrwałe leczenie. I... niestety nie wyszła z już z niego. Było to jakoś cztery lata temu. Moja matka, jako że ta ciotka była jej siostrą, postanowiła sama udać się na pogrzeb... lecz miała wypadek i zginęła. Ojciec z kolei... popełnił samobójstwo... Na moich oczach... i to jeszcze wczoraj. Od śmierci mamy nie trzymał się zbyt dobrze. Widocznie stwierdził, że to jego granica wytrzymałości i zakończył swe katusze. Nie mam żalu do taty... ale do matki już tak. Zawsze była dla mnie oschła. Biła, krzyczała, kazała spać na dworze... Tak, jej nigdy nie wybaczę... Mam nadzieję, że nowy rok szkolny i pobyt w stolicy ukoi moje skołatane nerwy i pozaszywa rany.